środa, 11 lutego 2015

9. Urodziny Mistrza

          -Nie! Maciek przykro mi, ale nie mogę się zgodzić. Nie teraz. To się dzieję za szybko. Dopiero co się pogodziliśmy, a ty już chcesz się żenić... Maciek ja nie wiem... nie wiem jak to będzie...- zerwała się z miejsca.

           -Ale Aniu, będziemy mieli dziecko, powinniśmy stworzyć rodzinę, dziecko ma do tego prawo, należy mu się!

           -Maciek jak ja mam wyjść za faceta, który zmienia decyzje jak rękawiczki, zachowuje się jak nieodpowiedzialny gówniarz i nie wiadomo co i kiedy mu strzeli do głowy?!

           -Ale...

           -Nie Maciek, nie ma żadnego "ale"! Musisz mi udowodnić, że do tego dorosłeś!- krzyknęła i wyszła z pokoju pozostawiając zdziwionego skoczka samego.
Maciek uderzył ręką o blat biurka, wrzucił bukiet do kosza i wybiegł z mieszkania. Nie mógł zrozumieć, jak Ania może tak o nim myśleć.

***

        -Maciek?!- zdziwiona Ewa ujrzała wchodzącego do pokoju przyjaciela.- Już wróciłeś? Przecież miałeś jakaś niespodziankę dla Anki?- spytała.

        -To nie ma sensu...- westchnął i rzucił na stół klucze blondynki oraz czerwone pudełko w kształcie serca. Żona Stoch usiadła obok szatyna i nie dowierzając otworzyła małe opakowanie.

        -Maciek... czy Ty... czy chciałeś się jej oświadczyć?- spytała.

        -Gorzej...- mruknął i schował twarz w dłoniach.

        -Ty się oświadczyłeś?!- prawie krzyknęła.

        -Oszczędź mi... nie wiem co mi strzeliło do głowy.- prychnął

        -Maciuś czy ty zwariowałeś? Przecież ledwo się pogodziliście, dziecko w drodze, to nie jest najlepszy moment na decyzje o małżeństwie.- westchnęła.

        -Jak to nie najlepszy moment?! Przecież dziecko powinno się urodzić w pełnej rodzinie!

        -Masz rację, ale najpierw powinniście podjąć decyzję o ślubie, a potem o dziecku... Nie na odwrót... Maciek nie podejmujcie tej decyzji teraz w nerwach, emocjach. Nie dziw się Ani, poczekaj, bądź przy niej, pokaż, że może na Ciebie liczyć.- pogładziła Go po ramieniu.

        -Ewa, ja nie podejmuje decyzji w emocjach, chcę żeby Anka została moją żoną, bez względu na to czy jest w ciąży czy nie!

        -Maniek! Jesteście ze sobą pół roku... nawet trochę mniej, Anka jest w piątym miesiącu ciąży... nie mów mi, że działasz racjonalnie! Doceniam, że się starasz, ale poczekaj jeszcze... nie tędy droga, nic na siłę!- podniosła trochę głos, podchodząc do okna.

Maciek nerwowo zacisnął dłonie i wstał. Zawsze cenił sobie zdanie żony Kamila i często przychodził do niej po radę, ale teraz nie mógł przyznać jej racji.

       -Nie!- odparł i wybiegł z mieszkania zostawiając zdziwioną Ewę. W drzwiach minął Kamila, który własnie wracał ze sklepu, bez słowa go wyminął i odjechał sprzed domu Stochów.

       -Kochanie, wszystko w porządku?- zapytał brunet. -Co on chciał?

       -Oświadczył się kretyn! Rozumiesz teraz się oświadczył... ja wiem, że chciał dobrze, ale przecież to nie jest najlepszy moment... wiesz jak między nimi było. Przecież przez dziecko nie mogą podjąć takiej decyzji.- westchnęła śmiejąc się.

        -Co?- Kamil szeroko otworzył oczy- Zaraz... gdzie jest Anka?

       -No jak to... w Krakowie przecież...pojechała pozaliczać ostatnie egzaminy...

       -Dzwoniłaś do niej?

       -Nie...

       -Poczekaj zadzwonię, przecież Ona nie może się denerwować, muszę sprawdzić czy wszystko w porządku.- wyznał i sięgnął po telefon.

         -Halo Ania... był... ale, dobrze... przecież ja tylko...ale nie denerwuj się... DAJ MI COŚ POWIEDZIEĆ...Jak się czujesz?...ale,  masz zdać ten egzamin i wrócić do nas... dziecko... Nie nie jestem zły...- westchnął patrząc na obserwującą go żonę - Dobrze zrobiłaś, nie można podejmować takiej decyzji w takiej sytuacji... Ania proszę Cię, nie denerwuj się... Dobrze, będę po Ciebie jutro o 16... Nie powiem rodzicom... Całuje, pa.- zakończył rozmowę i głęboko odetchnął.

         -Wszystko ok. Jutro po nią jadę.- oświadczył.

***

       Dwa dni później, nadszedł dzień, na który Ewa tak bardzo czekała: urodziny Mistrza. Bilan w konspiracji z Anią, trenerem Kruczkiem i chłopakami z drużyny zaplanowała przyjęcie niespodziankę. Smutno jej było, że Maciek nadal był naburmuszony i nie chciał pomóc, a Kuba nawet nie odebrał telefonu. Z samego rana blondynka z siostrą męża udały się na zakupy. Trochę alkoholu, lody, owoce, warzywa, kwiaty, balony i kilka innych niezbędnych rzeczy. W trzy godziny uporały się ze wszystkim, odebrały tort z cukierni, podjechały po Marcelinę i wróciły do domu. W tym czasie Stefan i Janek obiecali się zająć Kamilem. Ewa prosiła, żeby zrobili wszystko, żeby zatrzymać Stocha po za domem do 18, a potem mieli razem z nim przyjechać.

        -Anula włóż proszę lody do zamrażarki, a potem zrobimy tą sałatkę, którą zawsze robi wasza mama. Kamil ją uwielbia! A Ty Cysia jak byś mogła mi pomóc z tym stołem!- krzyknęła Ewa próbując wynieść na taras z garażu duży ogrodowy stół. 

        -Jasne, już się tym zajmę!- Marcelina odłożyła karton z talerzami na krześle i zeszła na dół.

        -A co ty masz taki dobry humorek kochana? Jakieś zmiany u was?- zapytała.

         -Odebrałam wyniki i powiem Ci, że jest coraz coraz lepiej!- zaśmiała się - Lekarka powiedziała, że terapia daje dobre wyniki i że jak tak dalej pójdzie to może po igrzyskach będziemy się cieszyć z małych Stoszków!- pisnęła przytulając przyjaciółkę.

         -Nawet nie wiesz jak się cieszę! Zawsze wiedziałam, że wam się uda. 

         -Jeszcze się nic nie udało, ale wszystko przed nami! Ale nie zapeszajmy. 

          -Dobra dobra, 

Kobiety ułożyły stół, krzesła i wróciły do domu, pomóc Ani w przygotowywaniu słynnej sałatki alla Pani Stoch.

***

       -Stefan ja na prawdę nie mam ochoty na żarty... muszę wracać do domu, do Ewy i Anki...- jęknął Kamil, kiedy Hula próbował przekonać go do obejrzenia występu jakiegoś ulicznego cyrkowca.

        -Nie marudź! Dziewczyny sobie dadzą radę. Z tego co wiem, to Marcelina miała dzisiaj je odwiedzić, tak że Stary bez urazy, ale im się nie przydasz.- zaśmiał się Stefan puszczając oczko do Janka.

        -Wiecie jaka jest sytuacja. Nie powinienem ich zostawiać, skoro już tutaj jestem.

        -Kamil, jak Cię to uspokoi to zadzwoń do Ewki, upewnij się czy wszystko jest w porządku...- zaproponował Ziobro.

        -Może macie rację... jak by się coś działo to któraś by na pewno zadzwoniła. 

         -No i w końcu mówisz do rzeczy! To co Wielka Krokiew, a potem jakieś piwko?

         -No dobra...- uległ Stoch i wsiadł do Stefanowego samochodu.

***

         Około 17 wszystko było już praktycznie gotowe. Łukasz, Piotrek, Krzysiek Miętus, Bartek, Olek, Klimek i Dawid zajęli się grillem i muzyką, a Dziewczyny kończyły przystawki, kroiły ciasta i wieszały na drzewach różne dekoracje. 

          -Ewa Ewa!- krzyczał Piotrek biegając po domu -Stefek dzwonił, wracają!

          -Już?!- blondynka z niepokojem spojrzała na zegar. -Cholera. Piotruś proszę zajmijcie się tymi głośnikami i trzeba nakryć do stołu szybko!

Po chwili po dom Stochów podjechał czarny samochód Hulów. Zebrani tak jak to było zaplanowane zajęli odpowiednie miejsca na tarasie, a Ewa poszła przywitać męża. Niczego nieświadomy skoczek przywitał się z żoną i wszedł do mieszkania. Kobieta dała na migi znać przyjaciołom, żeby przeszli przez ogród na taras i dołączyli do reszty, a Ona zaprowadziła męża do salonu, gdzie czekała na nich Ani.

          -No Brat! Wszystkiego Najlepszego!- krzyknęła brunetka i przytuliła Stocha.

          -Dziękuję bardzo!- odwzajemnił uścisk i pogłaskał siostrę bo sporym już brzuszku.- A żona mi nie złoży życzeń?- spytał zawiedziony.

          -Żona najpierw poda Ci coś dobrego do jedzonka, a potem zobaczymy.- Ewa pociągnęła Go za rękę i razem wyszli na taras.

           -STO LAT!!!- krzyknęli goście i po kolei podeszli do solenizanta. Szczęśliwy skoczek stał jak wryty w drzwiach i wpatrywał się w zgromadzonych gości. 

          -Nie wiem co powiedzieć...- szepnął.

          -Nie mów nic, napij się z nami!- krzyknął Żyła i popchnął Stocha na jedno z krzeseł.

          -No to wasze zdrowie!- skoczek sięgnął po kieliszek czerwonego wina. 


Z minuty na minutę zabawa rozkręcała się coraz bardziej. Dawid dbał żeby żaden kieliszek nie był pusty, a Klemens przejął rolę DJ-a. Wszyscy bawili się znakomicie, nawet Ewa i Ania zapomniały o wszelkich problemach.

           -Zdrowie trenera! Trenerunio nasz niunio Kruczunio górą!!!- krzyknął Żyła wskakując na taboret z butelką wódki w ręce. 

            -Piotrek uspokój się, Tobie już starczy.- westchnęła Justyna. 

            -Justynka kochana nic się nie denerwuj!- odparł - Zaraz wam pokażę: garbik, fajeczka, poleciało....!- krzyknął skacząc ze stołka i robiąc telemark.

            -Moje kwiatki!- pisnęła Ewa. Chwyciła ścierkę i uderzyła nią blondyna.

            -Babo! Zła okrutna!- Piotrek zaczął zasłaniać się rękoma. -Kamilllllllll, Kamilll mistrzu powiedz jej coś!- piszczał jak mała dziewczynka, której ktoś odebrał ulubioną lalkę.
Stoch skręcał się ze śmiechu i mało nie spadł z krzesła. Żyła podniósł w końcu doniczki, które przewrócił i z poważną miną stanął przed Kruczkiem. -No ale było na dwadzieścia punktów prawda?- zapytał.

            -Ha śnisz Wiewiór, nota marzeń jest poza Twoim zasięgiem!- zaśmiał się Dawid i dla odmiany wdrapał się na stół, a w Jego ślady poszedł Olek.

            -Czyście poszaleli?! Jak któryś się połamie to będzie miał ze mną do czynienia!- sprzeciwił się przerażony Łukasz.

             -Trener się nie boi, my zaraz pokażemy jak się skacze!- zaprotestował Mustaf.

             -Ja nie żartuje! Macie się natychmiast uspokoić, dosyć tego alkoholu.- krzyknął trener starając się zachować powagę. Jednak nikt nic sobie z tego nie zrobił. Dawid i Klimek powtórzyli wyczyny Piotrka rozbijając przy okazji trzy szklanki i łamiąc krzesło.

Kamil i Ewa rozbawieni obserwowali wyczyny kolegów. Tego trzeba było: imprezy, która pozwoli rozładować wszelkie napięcia i emocje. Szkoda tylko, że zabrakło braci Kot. 

***

Zapraszam na kolejny rozdział, bardzo przepraszam, że nie dodaję rozdziałów częściej, ale na prawdę mam teraz bardzo mało czasu:)

Pozdrawiam :*
           
           

       

        

piątek, 16 stycznia 2015

8. Bukiet czerwonych róż.

       
      -Kamil... Kamil spokojnie. Przecież wyniki mówią same za siebie, to tylko i wyłącznie moja wina...- Ewa westchnęła i starła z policzka ślady rozmazanego tuszu.

     -Kochanie, jak bym wcześniej... tak bardzo Cię przepraszam.- przytulił żonę.

       Blondynka nie chciała pokazać mężowi, że się z nim zgadza. Uwolniła się z jego uścisku i podeszła do okna, ukradkiem ocierając kolejne łzy. Wiedziała, że nie może winić Kamila za to, że być może nigdy nie będzie mogła już zajść w ciąże. Przecież On chciał dobrze. Dobrze przede wszystkim dla niej i dla dziecka. Nie chciał, żeby została z tym wszystkim sama...żeby maluch znał go tylko z telewizji... ale wyniki badań świadczyły same za siebie... nie zdążyli... Obciążenia genetyczne Ewy spowodowały, że z wiekiem szansa na zajście w ciąże i urodzenie zdrowego dziecka malała w ekspresowym tempie. Chociaż bardzo chciała, nie mogła udawać, że Kamil nie jest winny.

     -Ewa, ale będzie dobrze. Słyszysz? - powiedział trochę głośniej i obrócił ją tak, że widział jej przepełnione smutkiem oczy. -Lekarz powiedział, że jeszcze nie wszystko stracone, będziemy walczyć! Nie poddamy się!- oznajmił i chciał pocałować żonę, jednak Ona po raz kolejny tego wieczoru mu uciekła.

     -Kamil co ty gadasz... jak walczyć? Niedługo zaczną się wam treningi,  pojedziesz na zgrupowanie, potem Letnie Grand Prix i przygotowania do zimy. Nie będziesz miał na to czasu... To jest sezon olimpijski, widziałam wasze plany treningowe, Łukasz was nie będzie oszczędzał! Nie wiem jak sobie wyobrażasz w tym wszystkim jeszcze wizyty u lekarza, badania, staranie się o dziecko...- szepnęła nie patrząc na męża.

    -Ewa przecież wiesz, że kocham skoki... nie możesz ode mnie wymagać, żebym zostawił to co kocham...- położył rękę na jej ramieniu.

    -Nie wymagam tego. Wiem, że to jest dla Ciebie bardzo ważne, dla mnie też. Wierzę, że na olimpiadzie zdobędziesz same złota, że osiągniesz naprawdę wiele, ale błagam Cię nie pomijaj w tym mnie.

      -Ty jesteś na pierwszym miejscu i zawsze będziesz. Kocham Cię nad życie...

     -To dlaczego do jasnej cholery do tej pory nie zdecydowałeś się na dziecko?! Bo co? Bo nie chciałeś zostawić mnie samej z dzieckiem, nie chciałeś zostawiać dziecka samego ze mną! Skoro tak kochasz skoki to powinieneś wiedzieć i  zdawać sobie z tego sprawę, że Twoja kariera może trwać i trwać i że Twoi koledzy jakoś radzą sobie z gromadą dzieci i zwycięstwami na skoczniach świata!- nie wytrzymała. To było pond jej siły. Nie chciał się kłócić z mężem, ale nie mogła już dłużej gromadzić w sobie tych wszystkich skrajnych emocji. Wybiegła z sypialni zostawiając zdezorientowanego Stocha. Tysiące myśli przeleciało przez jego głowę. Jeno było pewne; bardzo kochał Ewę i nie mógł pozwolić, żeby cierpiała.

Wybiegł z pokoju, wsunął pierwsze lepsze buty i pobiegł za żoną. Złapał ją za ramiona, kiedy wsiadała do samochodu.

      -Kamil zostaw mnie, ja sobie to muszę poukładać na spokojnie, to nie ma sensu.- szepnęła przez łzy.

      -W takim stanie i o tej porze nie pozwolę Ci prowadzić to po pierwsze!- powiedział stanowczo- A po drugie, kocham Cię, słyszysz?! Kocham jak wariat i nie chcę, żebyś przeze mnie cierpiała. Zdaje sobie sprawę, że masz rację, że mogłem się wcześniej zgodzić, ze dorosłem do tego za późno, ale już tego nie cofniemy. I możemy tylko walczyć, bo jestem przekonany, że nam się uda. Bóg nad nami czuwa i na pewno pokieruje wszystkim tak, żeby było dobrze... głęboko w to wierzę.- powiedział patrząc jej w oczy. -Bardzo Cię przepraszam, że przez moją pracę, musisz być z tym wszystkim sama, ale poniekąd wiedziałaś na jakie życie się decydujesz... postaram Ci się wszystko wynagrodzić... tylko mi wybacz...- dodał.

Ewa chciała coś odpowiedzieć, ale nie mogła. Łzy zamazały jej całkiem obraz.

     -Ty... ty mi wybacz... ja...ja po prostu nie mam już sił...- załkała. Po chwili tkwiła w silnych ramionach Kamila, ale tym razem nie chciała już się wyrywać.

     -Ciii...już dobrze... nie płacz... jestem z Tobą...- pocieszał żonę.

***

    Następnego dnia starali zachowywać się normalnie. Nie zamierzali się poddać i nie zamierzali tak łatwo składać broni.

       -Ewa...- szepnęła Ania, która weszła do kuchni.- Pojedziesz dzisiaj ze mną do lekarza. Możliwe, że poznam płeć dziecka.- powiedziała, fotografka poczuła lekkie ukłucie w sercu -Ale... Maciek nie chce Ci towarzyszyć?- spytała, mając nadzieję, że nie będzie musiał przechodzić takiej próby.

      -Maciek...Maciek się wyprowadza.- powiedziała krótko, zabrała z lodówki jogurt i wyszła. Zdziwiony Kamil spojrzał na równie zdziwioną żonę.

      -Ewa nie denerwuj się ja to załatwię.- szepnął i udał się za siostrą.


      Ania usiadła na parapecie w swoim pokoju i ocierając łzy spojrzała na jej zdjęcie z Mackiem, które wisiało na ścianie w centralnej części pokoju. Nie mogła zrozumieć dlaczego wszystko tak szybko się zmieniało i to wcale nie w dobrym kierunku. Nagle usłyszała ciche pukanie do drzwi.

      -Nie chcę z nikim rozmawiać!- odparła.

      -Ania... co się dzieje? Dlaczego on się wyprowadza?- Kamil wszedł do pokoju i usiadł na przeciwko siostry.

      -To jest kretyn i dzieciak! Nigdy go nie lubiłam i nie wiem jakim cudem tak mnie omamił, że noszę teraz Jego dziecko...  Kamil ja nie mam na to sił.- westchnęła.

       -Ej, dla niego to też ciężka sytuacja. Zgadzam się, postąpiliście źle, Kuba na to nie zasłużył, ale już tego nie cofniemy. Uważam, że powinniście tak szczerze porozmawiać, wyjaśnić sobie wszystko. Zostaniecie niedługo rodzicami, musicie wziąć odpowiedzialność za siebie i za to maleństwo.- powiedział wskazując na jej brzuch.

        -Wiem...- szepnęła.

       -Ania proszę Cię też żebyś pomyślała o Ewie, wiesz jaką mamy teraz ciężką sytuację. Wiesz jak bardzo Ona chciałby być na Twoim miejscu... proszę nie dodawaj jej zmartwień.- poprosił i wyszedł z pomieszczenia.

***

Dwa miesiące później:

     Ewa siedziała na balkonie z laptopem na kolanach i obrabiała zdjęcia z ostatniej sesji jaką zrobiła z Anią i Marceliną podczas wizyty w Wiśle. Bardzo była wdzięczna pani Huli, że wpadła na ten pomysł i zorganizowała babski wyjazd. Było jej potrzebne takie oderwanie się od problemów, od codzienności.

      -Kochanie! Kochanie!- Ewa podeszła do barierki i uśmiechnęła się do stojącego pod balkonem męża.

      -Cóż byś chciał mój Romeo?- zapytała rozbawiona.

     -Romeo chciałby zaprosić swoją Julię na spacer!- odparł. Blondynka posłała mu całusa, wyłączyła komputer, pozamykała drzwi i wyszła na podwórko.

      -Myślałem, że trudniej będzie Cię przekonać.- Kamil nie krył zadowolenia.

      -A co mój mistrz taki uśmiechnięty od rana?- zapytała.

      -Ania się nareszcie pogodziła z Maćkiem!- oświadczył.

      -Ależ ty szybki! Eee myślałam, że to już nastąpiło z miesiąc temu.

      -Ale teraz tak na poważnie! I powiem Ci jeszcze więcej!

      -Mam się bać?

      -Chyba doszli do porozumienia z Kubą!- oświadczył radośnie- Widziałem dzisiaj Kubę z Maćkiem. Byli w barze, rozmawiali normalnie.

      -Nie mówiłam Ci, bo Maciek prosił, ale chyba z tym ich pogodzenie to nie będzie tak łatwo. On się złamał i próbował, ale z Kubą jest ciężko. Dalej się nie może pozbierać, on tak ją kochał.- westchnęła.

      -Koniec koniec koniec! Nie rozmawiamy dzisiaj o Ani, ani o Macku, ani o Kubie. Dzisiaj jest nasz dzień!- ogłosił radośnie i przytulił żonę.

***

      Z samego rana Ania pojechała do Krakowa pozaliczać ostatnie egzaminy. Ostatnie USG wykazało, że najprawdopodobniej urodzi synka. Ciąża z dnia na dzień stawała się dla niej większym obciążeniem. Nie mogła się doczekać listopada. 
Zmęczona stanęła przed drzwiami mieszkania, które nadal wynajmowała z Kamilem i Ewą. Chciała włożyć klucz do zamka, kiedy z przerażeniem odkryła, że drzwi są otwarte. Nie miała pojęcia kto o tej porze może być w środku. Niepewnie weszła do przedpokoju,a potem uchyliła drzwi do swojego pokoju.

      -Kochanie!- Maciek nagle zjawił się obok. -Już myślałem, że coś się stało.

      -Rany boskie Maciek skąd się tu wziąłeś?! Zwariowałeś?! Chcesz żebym zawału dostała, a dziecko nerwicy?!- krzyknęła zdenerwowana.

       -Przepraszam, Ewa dała mi klucze, chciałem Ci zrobić niespodziankę.- wyjaśnił.-Usiądź i poczekaj sekundę, zaraz wracam.- szepnął i wybiegł z pokoju.-No i nie gniewaj się już.- dodał wychylając się zza drzwi.
Zdziwiona Ania posłusznie zajęła miejsce na fotelu i głęboko odetchnęła, kręcąc ze zrezygnowaniem głową. Po chwili młodszy Kot wrócił do jej sypialni, z wielkim bukietem czerwonych róż. 

      -Co to?- spytała otwierając szeroko oczy.

       -Aneczka... Aniu czy... zgodzisz się... czy zostaniesz moją żoną?

      ***

    Przepraszam was, że tak długo mnie nie było.

Pozdrawiam wszystkich, którzy tu zaglądają <3