-Kamil... Kamil spokojnie. Przecież wyniki mówią same za siebie, to tylko i wyłącznie moja wina...- Ewa westchnęła i starła z policzka ślady rozmazanego tuszu.
-Kochanie, jak bym wcześniej... tak bardzo Cię przepraszam.- przytulił żonę.
Blondynka nie chciała pokazać mężowi, że się z nim zgadza. Uwolniła się z jego uścisku i podeszła do okna, ukradkiem ocierając kolejne łzy. Wiedziała, że nie może winić Kamila za to, że być może nigdy nie będzie mogła już zajść w ciąże. Przecież On chciał dobrze. Dobrze przede wszystkim dla niej i dla dziecka. Nie chciał, żeby została z tym wszystkim sama...żeby maluch znał go tylko z telewizji... ale wyniki badań świadczyły same za siebie... nie zdążyli... Obciążenia genetyczne Ewy spowodowały, że z wiekiem szansa na zajście w ciąże i urodzenie zdrowego dziecka malała w ekspresowym tempie. Chociaż bardzo chciała, nie mogła udawać, że Kamil nie jest winny.
-Ewa, ale będzie dobrze. Słyszysz? - powiedział trochę głośniej i obrócił ją tak, że widział jej przepełnione smutkiem oczy. -Lekarz powiedział, że jeszcze nie wszystko stracone, będziemy walczyć! Nie poddamy się!- oznajmił i chciał pocałować żonę, jednak Ona po raz kolejny tego wieczoru mu uciekła.
-Kamil co ty gadasz... jak walczyć? Niedługo zaczną się wam treningi, pojedziesz na zgrupowanie, potem Letnie Grand Prix i przygotowania do zimy. Nie będziesz miał na to czasu... To jest sezon olimpijski, widziałam wasze plany treningowe, Łukasz was nie będzie oszczędzał! Nie wiem jak sobie wyobrażasz w tym wszystkim jeszcze wizyty u lekarza, badania, staranie się o dziecko...- szepnęła nie patrząc na męża.
-Ewa przecież wiesz, że kocham skoki... nie możesz ode mnie wymagać, żebym zostawił to co kocham...- położył rękę na jej ramieniu.
-Nie wymagam tego. Wiem, że to jest dla Ciebie bardzo ważne, dla mnie też. Wierzę, że na olimpiadzie zdobędziesz same złota, że osiągniesz naprawdę wiele, ale błagam Cię nie pomijaj w tym mnie.
-Ty jesteś na pierwszym miejscu i zawsze będziesz. Kocham Cię nad życie...
-To dlaczego do jasnej cholery do tej pory nie zdecydowałeś się na dziecko?! Bo co? Bo nie chciałeś zostawić mnie samej z dzieckiem, nie chciałeś zostawiać dziecka samego ze mną! Skoro tak kochasz skoki to powinieneś wiedzieć i zdawać sobie z tego sprawę, że Twoja kariera może trwać i trwać i że Twoi koledzy jakoś radzą sobie z gromadą dzieci i zwycięstwami na skoczniach świata!- nie wytrzymała. To było pond jej siły. Nie chciał się kłócić z mężem, ale nie mogła już dłużej gromadzić w sobie tych wszystkich skrajnych emocji. Wybiegła z sypialni zostawiając zdezorientowanego Stocha. Tysiące myśli przeleciało przez jego głowę. Jeno było pewne; bardzo kochał Ewę i nie mógł pozwolić, żeby cierpiała.
Wybiegł z pokoju, wsunął pierwsze lepsze buty i pobiegł za żoną. Złapał ją za ramiona, kiedy wsiadała do samochodu.
-Kamil zostaw mnie, ja sobie to muszę poukładać na spokojnie, to nie ma sensu.- szepnęła przez łzy.
-W takim stanie i o tej porze nie pozwolę Ci prowadzić to po pierwsze!- powiedział stanowczo- A po drugie, kocham Cię, słyszysz?! Kocham jak wariat i nie chcę, żebyś przeze mnie cierpiała. Zdaje sobie sprawę, że masz rację, że mogłem się wcześniej zgodzić, ze dorosłem do tego za późno, ale już tego nie cofniemy. I możemy tylko walczyć, bo jestem przekonany, że nam się uda. Bóg nad nami czuwa i na pewno pokieruje wszystkim tak, żeby było dobrze... głęboko w to wierzę.- powiedział patrząc jej w oczy. -Bardzo Cię przepraszam, że przez moją pracę, musisz być z tym wszystkim sama, ale poniekąd wiedziałaś na jakie życie się decydujesz... postaram Ci się wszystko wynagrodzić... tylko mi wybacz...- dodał.
Ewa chciała coś odpowiedzieć, ale nie mogła. Łzy zamazały jej całkiem obraz.
-Ty... ty mi wybacz... ja...ja po prostu nie mam już sił...- załkała. Po chwili tkwiła w silnych ramionach Kamila, ale tym razem nie chciała już się wyrywać.
-Ciii...już dobrze... nie płacz... jestem z Tobą...- pocieszał żonę.
***
Następnego dnia starali zachowywać się normalnie. Nie zamierzali się poddać i nie zamierzali tak łatwo składać broni.
-Ewa...- szepnęła Ania, która weszła do kuchni.- Pojedziesz dzisiaj ze mną do lekarza. Możliwe, że poznam płeć dziecka.- powiedziała, fotografka poczuła lekkie ukłucie w sercu -Ale... Maciek nie chce Ci towarzyszyć?- spytała, mając nadzieję, że nie będzie musiał przechodzić takiej próby.
-Maciek...Maciek się wyprowadza.- powiedziała krótko, zabrała z lodówki jogurt i wyszła. Zdziwiony Kamil spojrzał na równie zdziwioną żonę.
-Ewa nie denerwuj się ja to załatwię.- szepnął i udał się za siostrą.
Ania usiadła na parapecie w swoim pokoju i ocierając łzy spojrzała na jej zdjęcie z Mackiem, które wisiało na ścianie w centralnej części pokoju. Nie mogła zrozumieć dlaczego wszystko tak szybko się zmieniało i to wcale nie w dobrym kierunku. Nagle usłyszała ciche pukanie do drzwi.
-Nie chcę z nikim rozmawiać!- odparła.
-Ania... co się dzieje? Dlaczego on się wyprowadza?- Kamil wszedł do pokoju i usiadł na przeciwko siostry.
-To jest kretyn i dzieciak! Nigdy go nie lubiłam i nie wiem jakim cudem tak mnie omamił, że noszę teraz Jego dziecko... Kamil ja nie mam na to sił.- westchnęła.
-Ej, dla niego to też ciężka sytuacja. Zgadzam się, postąpiliście źle, Kuba na to nie zasłużył, ale już tego nie cofniemy. Uważam, że powinniście tak szczerze porozmawiać, wyjaśnić sobie wszystko. Zostaniecie niedługo rodzicami, musicie wziąć odpowiedzialność za siebie i za to maleństwo.- powiedział wskazując na jej brzuch.
-Wiem...- szepnęła.
-Ania proszę Cię też żebyś pomyślała o Ewie, wiesz jaką mamy teraz ciężką sytuację. Wiesz jak bardzo Ona chciałby być na Twoim miejscu... proszę nie dodawaj jej zmartwień.- poprosił i wyszedł z pomieszczenia.
***
Dwa miesiące później:
Ewa siedziała na balkonie z laptopem na kolanach i obrabiała zdjęcia z ostatniej sesji jaką zrobiła z Anią i Marceliną podczas wizyty w Wiśle. Bardzo była wdzięczna pani Huli, że wpadła na ten pomysł i zorganizowała babski wyjazd. Było jej potrzebne takie oderwanie się od problemów, od codzienności.
-Kochanie! Kochanie!- Ewa podeszła do barierki i uśmiechnęła się do stojącego pod balkonem męża.
-Cóż byś chciał mój Romeo?- zapytała rozbawiona.
-Romeo chciałby zaprosić swoją Julię na spacer!- odparł. Blondynka posłała mu całusa, wyłączyła komputer, pozamykała drzwi i wyszła na podwórko.
-Myślałem, że trudniej będzie Cię przekonać.- Kamil nie krył zadowolenia.
-A co mój mistrz taki uśmiechnięty od rana?- zapytała.
-Ania się nareszcie pogodziła z Maćkiem!- oświadczył.
-Ależ ty szybki! Eee myślałam, że to już nastąpiło z miesiąc temu.
-Ale teraz tak na poważnie! I powiem Ci jeszcze więcej!
-Mam się bać?
-Chyba doszli do porozumienia z Kubą!- oświadczył radośnie- Widziałem dzisiaj Kubę z Maćkiem. Byli w barze, rozmawiali normalnie.
-Nie mówiłam Ci, bo Maciek prosił, ale chyba z tym ich pogodzenie to nie będzie tak łatwo. On się złamał i próbował, ale z Kubą jest ciężko. Dalej się nie może pozbierać, on tak ją kochał.- westchnęła.
-Koniec koniec koniec! Nie rozmawiamy dzisiaj o Ani, ani o Macku, ani o Kubie. Dzisiaj jest nasz dzień!- ogłosił radośnie i przytulił żonę.
***
Z samego rana Ania pojechała do Krakowa pozaliczać ostatnie egzaminy. Ostatnie USG wykazało, że najprawdopodobniej urodzi synka. Ciąża z dnia na dzień stawała się dla niej większym obciążeniem. Nie mogła się doczekać listopada.
Zmęczona stanęła przed drzwiami mieszkania, które nadal wynajmowała z Kamilem i Ewą. Chciała włożyć klucz do zamka, kiedy z przerażeniem odkryła, że drzwi są otwarte. Nie miała pojęcia kto o tej porze może być w środku. Niepewnie weszła do przedpokoju,a potem uchyliła drzwi do swojego pokoju.
-Kochanie!- Maciek nagle zjawił się obok. -Już myślałem, że coś się stało.
-Rany boskie Maciek skąd się tu wziąłeś?! Zwariowałeś?! Chcesz żebym zawału dostała, a dziecko nerwicy?!- krzyknęła zdenerwowana.
-Przepraszam, Ewa dała mi klucze, chciałem Ci zrobić niespodziankę.- wyjaśnił.-Usiądź i poczekaj sekundę, zaraz wracam.- szepnął i wybiegł z pokoju.-No i nie gniewaj się już.- dodał wychylając się zza drzwi.
Zdziwiona Ania posłusznie zajęła miejsce na fotelu i głęboko odetchnęła, kręcąc ze zrezygnowaniem głową. Po chwili młodszy Kot wrócił do jej sypialni, z wielkim bukietem czerwonych róż.
-Co to?- spytała otwierając szeroko oczy.
-Aneczka... Aniu czy... zgodzisz się... czy zostaniesz moją żoną?
***
Przepraszam was, że tak długo mnie nie było.
Pozdrawiam wszystkich, którzy tu zaglądają <3