-Nie! Maciek przykro mi, ale nie mogę się zgodzić. Nie teraz. To się dzieję za szybko. Dopiero co się pogodziliśmy, a ty już chcesz się żenić... Maciek ja nie wiem... nie wiem jak to będzie...- zerwała się z miejsca.
-Ale Aniu, będziemy mieli dziecko, powinniśmy stworzyć rodzinę, dziecko ma do tego prawo, należy mu się!
-Maciek jak ja mam wyjść za faceta, który zmienia decyzje jak rękawiczki, zachowuje się jak nieodpowiedzialny gówniarz i nie wiadomo co i kiedy mu strzeli do głowy?!
-Ale...
-Nie Maciek, nie ma żadnego "ale"! Musisz mi udowodnić, że do tego dorosłeś!- krzyknęła i wyszła z pokoju pozostawiając zdziwionego skoczka samego.
Maciek uderzył ręką o blat biurka, wrzucił bukiet do kosza i wybiegł z mieszkania. Nie mógł zrozumieć, jak Ania może tak o nim myśleć.
***
-Maciek?!- zdziwiona Ewa ujrzała wchodzącego do pokoju przyjaciela.- Już wróciłeś? Przecież miałeś jakaś niespodziankę dla Anki?- spytała.
-To nie ma sensu...- westchnął i rzucił na stół klucze blondynki oraz czerwone pudełko w kształcie serca. Żona Stoch usiadła obok szatyna i nie dowierzając otworzyła małe opakowanie.
-Maciek... czy Ty... czy chciałeś się jej oświadczyć?- spytała.
-Gorzej...- mruknął i schował twarz w dłoniach.
-Ty się oświadczyłeś?!- prawie krzyknęła.
-Oszczędź mi... nie wiem co mi strzeliło do głowy.- prychnął
-Maciuś czy ty zwariowałeś? Przecież ledwo się pogodziliście, dziecko w drodze, to nie jest najlepszy moment na decyzje o małżeństwie.- westchnęła.
-Jak to nie najlepszy moment?! Przecież dziecko powinno się urodzić w pełnej rodzinie!
-Masz rację, ale najpierw powinniście podjąć decyzję o ślubie, a potem o dziecku... Nie na odwrót... Maciek nie podejmujcie tej decyzji teraz w nerwach, emocjach. Nie dziw się Ani, poczekaj, bądź przy niej, pokaż, że może na Ciebie liczyć.- pogładziła Go po ramieniu.
-Ewa, ja nie podejmuje decyzji w emocjach, chcę żeby Anka została moją żoną, bez względu na to czy jest w ciąży czy nie!
-Maniek! Jesteście ze sobą pół roku... nawet trochę mniej, Anka jest w piątym miesiącu ciąży... nie mów mi, że działasz racjonalnie! Doceniam, że się starasz, ale poczekaj jeszcze... nie tędy droga, nic na siłę!- podniosła trochę głos, podchodząc do okna.
Maciek nerwowo zacisnął dłonie i wstał. Zawsze cenił sobie zdanie żony Kamila i często przychodził do niej po radę, ale teraz nie mógł przyznać jej racji.
-Nie!- odparł i wybiegł z mieszkania zostawiając zdziwioną Ewę. W drzwiach minął Kamila, który własnie wracał ze sklepu, bez słowa go wyminął i odjechał sprzed domu Stochów.
-Kochanie, wszystko w porządku?- zapytał brunet. -Co on chciał?
-Oświadczył się kretyn! Rozumiesz teraz się oświadczył... ja wiem, że chciał dobrze, ale przecież to nie jest najlepszy moment... wiesz jak między nimi było. Przecież przez dziecko nie mogą podjąć takiej decyzji.- westchnęła śmiejąc się.
-Co?- Kamil szeroko otworzył oczy- Zaraz... gdzie jest Anka?
-No jak to... w Krakowie przecież...pojechała pozaliczać ostatnie egzaminy...
-Dzwoniłaś do niej?
-Nie...
-Poczekaj zadzwonię, przecież Ona nie może się denerwować, muszę sprawdzić czy wszystko w porządku.- wyznał i sięgnął po telefon.
-Halo Ania... był... ale, dobrze... przecież ja tylko...ale nie denerwuj się... DAJ MI COŚ POWIEDZIEĆ...Jak się czujesz?...ale, masz zdać ten egzamin i wrócić do nas... dziecko... Nie nie jestem zły...- westchnął patrząc na obserwującą go żonę - Dobrze zrobiłaś, nie można podejmować takiej decyzji w takiej sytuacji... Ania proszę Cię, nie denerwuj się... Dobrze, będę po Ciebie jutro o 16... Nie powiem rodzicom... Całuje, pa.- zakończył rozmowę i głęboko odetchnął.
-Wszystko ok. Jutro po nią jadę.- oświadczył.
***
Dwa dni później, nadszedł dzień, na który Ewa tak bardzo czekała: urodziny Mistrza. Bilan w konspiracji z Anią, trenerem Kruczkiem i chłopakami z drużyny zaplanowała przyjęcie niespodziankę. Smutno jej było, że Maciek nadal był naburmuszony i nie chciał pomóc, a Kuba nawet nie odebrał telefonu. Z samego rana blondynka z siostrą męża udały się na zakupy. Trochę alkoholu, lody, owoce, warzywa, kwiaty, balony i kilka innych niezbędnych rzeczy. W trzy godziny uporały się ze wszystkim, odebrały tort z cukierni, podjechały po Marcelinę i wróciły do domu. W tym czasie Stefan i Janek obiecali się zająć Kamilem. Ewa prosiła, żeby zrobili wszystko, żeby zatrzymać Stocha po za domem do 18, a potem mieli razem z nim przyjechać.
-Anula włóż proszę lody do zamrażarki, a potem zrobimy tą sałatkę, którą zawsze robi wasza mama. Kamil ją uwielbia! A Ty Cysia jak byś mogła mi pomóc z tym stołem!- krzyknęła Ewa próbując wynieść na taras z garażu duży ogrodowy stół.
-Jasne, już się tym zajmę!- Marcelina odłożyła karton z talerzami na krześle i zeszła na dół.
-A co ty masz taki dobry humorek kochana? Jakieś zmiany u was?- zapytała.
-Odebrałam wyniki i powiem Ci, że jest coraz coraz lepiej!- zaśmiała się - Lekarka powiedziała, że terapia daje dobre wyniki i że jak tak dalej pójdzie to może po igrzyskach będziemy się cieszyć z małych Stoszków!- pisnęła przytulając przyjaciółkę.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę! Zawsze wiedziałam, że wam się uda.
-Jeszcze się nic nie udało, ale wszystko przed nami! Ale nie zapeszajmy.
-Dobra dobra,
Kobiety ułożyły stół, krzesła i wróciły do domu, pomóc Ani w przygotowywaniu słynnej sałatki alla Pani Stoch.
***
-Stefan ja na prawdę nie mam ochoty na żarty... muszę wracać do domu, do Ewy i Anki...- jęknął Kamil, kiedy Hula próbował przekonać go do obejrzenia występu jakiegoś ulicznego cyrkowca.
-Nie marudź! Dziewczyny sobie dadzą radę. Z tego co wiem, to Marcelina miała dzisiaj je odwiedzić, tak że Stary bez urazy, ale im się nie przydasz.- zaśmiał się Stefan puszczając oczko do Janka.
-Wiecie jaka jest sytuacja. Nie powinienem ich zostawiać, skoro już tutaj jestem.
-Kamil, jak Cię to uspokoi to zadzwoń do Ewki, upewnij się czy wszystko jest w porządku...- zaproponował Ziobro.
-Może macie rację... jak by się coś działo to któraś by na pewno zadzwoniła.
-No i w końcu mówisz do rzeczy! To co Wielka Krokiew, a potem jakieś piwko?
-No dobra...- uległ Stoch i wsiadł do Stefanowego samochodu.
***
Około 17 wszystko było już praktycznie gotowe. Łukasz, Piotrek, Krzysiek Miętus, Bartek, Olek, Klimek i Dawid zajęli się grillem i muzyką, a Dziewczyny kończyły przystawki, kroiły ciasta i wieszały na drzewach różne dekoracje.
-Ewa Ewa!- krzyczał Piotrek biegając po domu -Stefek dzwonił, wracają!
-Już?!- blondynka z niepokojem spojrzała na zegar. -Cholera. Piotruś proszę zajmijcie się tymi głośnikami i trzeba nakryć do stołu szybko!
Po chwili po dom Stochów podjechał czarny samochód Hulów. Zebrani tak jak to było zaplanowane zajęli odpowiednie miejsca na tarasie, a Ewa poszła przywitać męża. Niczego nieświadomy skoczek przywitał się z żoną i wszedł do mieszkania. Kobieta dała na migi znać przyjaciołom, żeby przeszli przez ogród na taras i dołączyli do reszty, a Ona zaprowadziła męża do salonu, gdzie czekała na nich Ani.
-No Brat! Wszystkiego Najlepszego!- krzyknęła brunetka i przytuliła Stocha.
-Dziękuję bardzo!- odwzajemnił uścisk i pogłaskał siostrę bo sporym już brzuszku.- A żona mi nie złoży życzeń?- spytał zawiedziony.
-Żona najpierw poda Ci coś dobrego do jedzonka, a potem zobaczymy.- Ewa pociągnęła Go za rękę i razem wyszli na taras.
-STO LAT!!!- krzyknęli goście i po kolei podeszli do solenizanta. Szczęśliwy skoczek stał jak wryty w drzwiach i wpatrywał się w zgromadzonych gości.
-Nie wiem co powiedzieć...- szepnął.
-Nie mów nic, napij się z nami!- krzyknął Żyła i popchnął Stocha na jedno z krzeseł.
-No to wasze zdrowie!- skoczek sięgnął po kieliszek czerwonego wina.
Z minuty na minutę zabawa rozkręcała się coraz bardziej. Dawid dbał żeby żaden kieliszek nie był pusty, a Klemens przejął rolę DJ-a. Wszyscy bawili się znakomicie, nawet Ewa i Ania zapomniały o wszelkich problemach.
-Zdrowie trenera! Trenerunio nasz niunio Kruczunio górą!!!- krzyknął Żyła wskakując na taboret z butelką wódki w ręce.
-Piotrek uspokój się, Tobie już starczy.- westchnęła Justyna.
-Justynka kochana nic się nie denerwuj!- odparł - Zaraz wam pokażę: garbik, fajeczka, poleciało....!- krzyknął skacząc ze stołka i robiąc telemark.
-Moje kwiatki!- pisnęła Ewa. Chwyciła ścierkę i uderzyła nią blondyna.
-Babo! Zła okrutna!- Piotrek zaczął zasłaniać się rękoma. -Kamilllllllll, Kamilll mistrzu powiedz jej coś!- piszczał jak mała dziewczynka, której ktoś odebrał ulubioną lalkę.
Stoch skręcał się ze śmiechu i mało nie spadł z krzesła. Żyła podniósł w końcu doniczki, które przewrócił i z poważną miną stanął przed Kruczkiem. -No ale było na dwadzieścia punktów prawda?- zapytał.
-Ha śnisz Wiewiór, nota marzeń jest poza Twoim zasięgiem!- zaśmiał się Dawid i dla odmiany wdrapał się na stół, a w Jego ślady poszedł Olek.
-Czyście poszaleli?! Jak któryś się połamie to będzie miał ze mną do czynienia!- sprzeciwił się przerażony Łukasz.
-Trener się nie boi, my zaraz pokażemy jak się skacze!- zaprotestował Mustaf.
-Ja nie żartuje! Macie się natychmiast uspokoić, dosyć tego alkoholu.- krzyknął trener starając się zachować powagę. Jednak nikt nic sobie z tego nie zrobił. Dawid i Klimek powtórzyli wyczyny Piotrka rozbijając przy okazji trzy szklanki i łamiąc krzesło.
Kamil i Ewa rozbawieni obserwowali wyczyny kolegów. Tego trzeba było: imprezy, która pozwoli rozładować wszelkie napięcia i emocje. Szkoda tylko, że zabrakło braci Kot.
Zapraszam na kolejny rozdział, bardzo przepraszam, że nie dodaję rozdziałów częściej, ale na prawdę mam teraz bardzo mało czasu:)
Pozdrawiam :*